♦ Trzy | Szkarłat


Sen. Sen w barwie szkarłatu. Szkarłatny, wbijający się w zmysły całą feerią szpileczek lodu sen. Powieki Yūki uniosły się raptownie, pozostawiając po sobie zapach snu na zmęczonych od płaczu oczach. Położyła się bardzo późno... Nocą poszukiwała swojego współlokatora, przyjaciela, który rozpłynął się gdzieś, tak jak kostka cukru w wodzie. Tyle, że nie został po nim nawet smak.
Zrezygnowana Yūki wróciła do domu, gdy sam Księżyc postanowił, że czas ustąpić Słońcu miejsca, czując, że Zero nie znajdzie się dotąd, dokąd sam nie zapragnie zostać odnalezionym; poszukiwania miały tyle sensu, co próby sklejenia ulubionego kubka w groszki, gdy starała się oderwać myśli od niepokoju o Kiryū. 
Miękki dywan, osłaniający zimną podłogę, zmierzwił się pod dotykiem bladych stóp; Yūki potarła twarz dłońmi, nie zwracając uwagi na to, że blada materia kobierca zaczyna barwić się czerwienią, wsysając ją zachłannie. Odliczyła w myślach do trzech, przełknęła ślinę, po czym wzięła głęboki oddech. Czekało na nią wyzwanie, jedno z tych, których mechanizm jest łatwy do wykonania, za to posiada ogromną moc, mogącą wywołać nieprzyjemne doznania emocjonalne.
Cały ciężar ciała zdawał się skumulować na rozciętej stopie. Dopiero teraz do Cross dotarło, że rana, jaką wczoraj poczęstował ją ulubiony kubek była głębsza, niż zakładała. Gdy jest ciemno, a ciałem władają silne emocje, ból jest cichy. Powraca rano, wykrystalizowany z roztworu gorzkich łez i niepokoju, niczym osad wytrącający się w czajniku, gdy ktoś zbyt długo go nie czyści. 
Brwi nad brązowymi oczami powędrowały niespiesznie ku sobie, a dłonie zacisnęły się w pięści. To twoja wina – pomyślała Yūki, nie będąc do końca pewna, czy rościć pretensję do wyciekającego płynu ustrojowego czy raczej do zdradliwej ostrości skorup ulubionego kubka. Założyła na krwawiącą stopę skarpetkę, a następnie, lekko utykając, ruszyła ku miejscu, w którym powinien być Zero. 
Knykcie trzykrotnie zastukały w drewnianą powierzchnię. 
– Zero? – Głos wydawał się gubić gdzieś poza skalą słyszalności ludzkiego ucha. Zestresowania Yūki zawsze mówiła o wiele wyżej. Kiryū komentował to zawsze krzywym uśmiechem, a gdy miał dobry humor, to mierzwił jej włosy pieszczotliwym gestem. Tyle, że zdarzało się to kiedyś, dawno temu...
Cross nie zastukała ponownie. Nie było go za drzwiami, wiedziała to jeszcze zanim wstała z łóżka, a rozczarowanie i tak ścisnęło jej żołądek. Ignorując na przyglądającą jej się z ironicznym grymasem klamkę, Yūki ruszyła schodami w dół, by rozpocząć swój poranny rytuał śniadaniowy. Tym razem bardziej gorzki, bo całkowicie samotny.


Nie wiedział, gdzie dokładnie się znajduje, choć gdyby faktycznie chciał się tego dowiedzieć, na pewno szybko odkryłby swoją lokalizację. Czuł tylko, że ktoś za nim podążał. Jego reakcja na skaleczenie Yūki była czymś, nad czym nie mógł zapanować... Planował uciec poza zasięg woni, a tam spróbować opanować wysuwanie się kłów i chęć wpicia w szyję dziewczyny, wziąć te cholerne pigułki, które zdecydowanie nie należały do jego ulubionych wytworów świata... Goniony paniką dotarł niemal do cmentarza, jednak coś powstrzymało go przed wejściem na jego teren. Miejsce pełne martwych ciał byłoby idealną kryjówką przed Yūki, ona bała się tak wielu rzeczy... 
Nie mógł jednakże zmusić się do wejścia na ten teren, coś go odpychało, a gdy warknął zirytowany, w jego głowie pojawiło się oczywiste rozwiązanie tegoż problemu: nad bramą wisiał krzyż. Ten symbol wywoływał w nim odczucia, jakie przyrównać mógłby tylko do choroby lokomocyjnej połączonej z atakiem paniki; głowa pulsowała, ciało drżało, a żołądek zdawał się wirować na karuzeli. Wtedy wyczuł, że coś jest jeszcze bardziej nie tak.
Rozpłomienione tęczówki przesuwały się wraz z ruchem gałek, przeczesujących pospiesznie teren. Ciemne kształty odcinały się na tle usianego gwiazdami aksamitu, a jednak nie wskazywały na cokolwiek, czego nie powinno być widocznego w krajobrazie. A jednak...
Słuch wytężył się do granic możliwości – kiedy wzrok nie daje wystarczających rezultatów, trzeba kierować się pozostałymi zmysłami. 
Suchy trzask. 
Kiryū błyskawicznie odwrócił się w kierunku, z którego nadszedł odgłos. 
– Wiem, że tam jesteś. Pokaż się! – zawołał w ciemność. 
Odpowiedź nie nadeszła, błysnęły za to dwa czerwone punkty, przyprawiające Kiryū o dreszcz. Najpierw jedna, potem druga noga zaczęły prowadzić rywalizację o to, która szybciej zabierze ich właściciela jak najdalej od niebezpieczeństwa. 

Bieg trwał już stanowczo zbyt długo. Gdziekolwiek Zero nie przystanął, od razu rozglądał się w poszukiwaniu czerwonych punktów. Majaczyły raz bliżej, raz dalej, ale zawsze za nim. Ktoś, kto go gonił, bawił się z nim w kotka i myszkę, oblizując lubieżnie swe drapieżne ząbki, by rozszarpać nimi ofiarę. Ale to dopiero wtedy, gdy polowanie przestanie być zabawne...
Kiryū musiał w końcu przyznać sam przed sobą, iż nie ucieknie. Zwyczajnie marnotrawił energię, oddalając się coraz bardziej od Yūki. Na pewno martwi się o mnie – pomyślał, wyobrażając sobie matowiejące w smutku oczy dziewczyny. Będzie jej lepiej, gdy zniknę – przekonywał sam siebie. 
Gdy postanowił skonfrontować się z prześladowcą, ciepłe, różowe zorze malowały już na niebie artystyczną abstrakcję, moszcząc Słońcu miejsce do wzejścia. Czerwone punkty jarzyły się zza splątanych gałęzi pobliskiego krzewu, w świetle poranka niewidoczne aż tak jak w nocy; liście o barwie karmazynu skrywały tajemnicę. Sekret, który w tej chwili rozchylał pędy, ujawniając się ostrymi kłami.


Kawa zaparzyła się, roznosząc swój gorzkawy aromat po całej kuchni. Yūki kończyła powolne przeżuwanie kromki chleba, która równie dobrze mogłaby być kartką papieru, czy inną niezdatną do zjedzenia rzeczą. Cała uwaga dziewczyny rozpływała się w feerii różnobarwnych myśli, błądzących po wielu ścieżkach. Jedna z dróg powracała ciągle, pozwalając Yūki zanurzyć się w szkarłacie jedynie na chwilę, by potem rozpływać puentę i ponownie odsyłać dziewczynę ku nieznanym wodom. Za każdym razem jednak, gdy nurt kierował ją ku tej myśli, zagłębiała się dalej, chwytając każdy podmuch w żagle, by w końcu postawić stopę na lądzie. Kiedy brzeg był już niemal na wyciągnięcie dłoni, zmroziło ją paraliżujące uczucie lęku. Zza mgły wspomnień przebił się obraz Kiryū, całego we krwi; jego ciemne ubranie nią ociekało, a na twarzy nie było ani centymetra miejsca niezabrudzonego posoką. Znajome, fioletowe tęczówki odbijały się na szkarłatnym tle, a oczy... wołały o pomoc. Nim kolejna fala zabrała Yūki z wybrzeża wspomnienia, dziewczyna dostrzegła jeszcze, jak Zero upada po ciosie ciemnowłosego, wysokiego mężczyzny. A potem znów siedziała w kuchni.
Zamrułała kilkukrotnie powiekami, próbując otrząsnąć się ze snu na jawie. Wspomnienie uderzyło ją mocno i niespodziewanie. Pamiętała. Pamiętała Zero. Tego, który przy dobrym humorze mierzwił jej włosy, tego, który obdarzał ją czułością, którego kochała... I którego nie spotkała od momentu obudzenia się w tym domu. 
Odłożyła chleb na talerz, by rzucić się biegiem po kartkę papieru i długopis. Niestarannie napisała notatkę informującą Kiryū o swoim chwilowym wyjściu do biblioteki. Cokolwiek sobie przypomniała, wiedziała jedno: w wizji widziała Kaname. Im szybciej dowie się czegokolwiek o Klanie Dziewięciu Orchidei, tym szybciej będzie wiedziała, co przydarzyło się Zero i jej.


– Mówiłam, że zadziała? –  Jasnowłosa dziewczyna opierała się niedbale o mur otaczający posesję zamieszkiwaną przez Yūki i Zero. Brązowowłosa pędziła właśnie ku furtce, jakby od tego zależało co najmniej jej życie.
– Tak łatwo nią manipulować... – Ziewnął blondyn. – Nie możemy po prostu olać sprawy? 
– Nie możemy, jak długo Kaname będzie tu wracał. Obiecał mi coś. – Wargi zacisnęły się w wąską linię. – Zbyt długo mnie drażniła. Namieszam jej w głowie tak, że nawet Kuran  już nic z tym nie zrobi...
– Tylko pamiętaj, że Zero jest mój. – Niebieskooki uniósł jedną brew. Z jego twarzy emanowała arogancja. – Nikt nie będzie ośmieszał Aidou. 
– Nikt nie będzie wygrywał z Ruką. – Głos niepokojąco przypominał syk. – Na dziś już wystarczy. Wrócimy wieczorem. – Zarządziła dziewczyna, tracąc całkowicie zainteresowanie budynkiem.

__♦__

Po dość długiej nieobecności w końcu pojawił się nowy rozdział! Mam nadzieję, że wam się spodoba.  Ten rozdział rozpoczyna faktyczną opowieść, zatem ostrzegam, że w dalszej historii mogą pojawiać się sceny nieprzeznaczone dla czytelników poniżej osiemnastego roku życia. 

1 komentarz:

  1. KOCHAM TWOJE OPISY! Jak Ty je tworzysz, że są takie cudowne? Czytałam każdy rozdział dwa razy: najpierw łykając od razu, a potem fragmentami... I przeczytam pewnie jeszcze nieraz :D :D :D A "Płatek Śniegu" z poprzedniego rozdziału... Mogę sobie to wydrukować i na ścianie powiesić jakąś ładną czcionką napisane, czy to będzie naruszenie praw autorskich?

    Julia i demony - dodałam Cię do listy blogów, które czytam :)

    OdpowiedzUsuń