♦ Dwa | Ponura biblioteka

Poszarzała biel ścian ogromnego pomieszczenia wyglądała ponuro, zupełnie jak kobieta, przyodziana w wełniany, butelkowozielony sweter, zwisający smętnie z chudych ramion, zdecydowanie na nią za duży. Biurko, przy którym siedziała bibliotekarka również wydawało się zasępione; wrażenie posępności potęgowały brudne, dawno już niemyte szyby, pożerające zachłannie pocałunki słońca. 
– Dzień dobry! – Dźwięczny, wysoki głos Yūki rozdarł ciszę, jaka tuliła w swych objęciach pomieszczenie. Nagły dźwięk spowodował drgnięcie ramion kobiety w okularach, pogrążonej dotąd w lekturze starej książki; dzieło spoczywające w dłoniach o długich, szczupłych palcach zamknęło się w ułamku sekundy; nikt nie wytłumaczyłby fenomenu tego, w jaki sposób zakładka z materiału znalazła się pomiędzy stronicami.
Bibliotekarka poprawiła okulary na nosie, odzyskując swój zwykły, flegmatyczny spokój.
– Yūki Cross. Co cię dziś sprowadza do tej zapomnianej przez świat świątyni książek? –  Kobieta wbiła swoje szare oczy w dziewczynę, gdy ta podeszła do jej biurka. 
– Chciałabym dowiedzieć się, czy w zbiorach znajduje się jakaś pozycja, traktująca o Klanie Dziewięciu Orchidei? – Yūki tym razem, onieśmielona cichym tonem szarookiej, dającym jej niewypowiedzianą, acz skuteczną reprymendę, niemal szeptała. 
Brwi bibliotekarki zbliżyły się ku siebie, tworząc przy tym pionową zmarszczkę tuż nad chrząstką nosa. Powieka lewego oka opadła, a źrenice powędrowały ku najodleglejszemu punktowi pomieszczenia; kobieta próbowała przywołać z pamięci informacje o księgozbiorach. Cross opuściła wzrok, by spojrzeć na swoje małe dłonie, których palce toczyły ze sobą powolne zapasy; jedna dłoń wyginała paliczki tej drugiej, powodując strzelanie w stawach, a już po chwili sytuacja się odwracała. Pojedynek bez zwycięzcy.
– Słyszałam kiedyś o Orchidei – powiedziała w końcu bibliotekarka, zyskując tym samym całość uwagi Yūki. – Postaram się znaleźć coś na ten temat – urwała, podnosząc się z mahoniowego, nadgryzionego zębem czasu, ciężkiego krzesła. Poduszka, na której siedziała dotąd kobieta, wydała z siebie tchnienie pełne kurzu; przesunięcie mebla po dębowym parkiecie westchnęło zgrzytem. – Przyjdź jutro. – Prosty, dosadny komunikat trafił do dziewczyny bez najmniejszych opóźnień.


Srebrne włosy poddawały się pieszczotom wiatru i słońca, jaśniejąc na tle czerwieniących się purpurą, cynobrem, a niekiedy nawet szkarłatem liści drzew. Park powoli zasypiał, słusznie przewidując koniec jesieni; niebawem staną się one całkiem nagie, będą rozdzierać  swoimi gałęziami ołowianoszare, ciężkie, smutne zimowe niebo. Śnieżna pora roku ma swoje estetyczne walory: świat spowija kołdra ze skrzących się gwiazdek, zbudowanych z lodowych igiełek, mających zdolność do krzyżowania się wzajemnie w idealnej symetrii; tak piękne jak i lodowate. Zero był dla Yūki płatkiem śniegu – choć wystarczyło wyciągnąć dłoń, by go dotknąć, wyczuć fakturę skóry, zbliżyć się wystarczająco, aby zapach uderzył w nozdrza, a potem rozszedł do receptorów węchowych, wiedziała, że grozi to chłodem, być może również odmrożeniami duszy. Zadowalała się patrzeniem na niego, kiedy nie był tego świadomy. 
Drogę powrotną z biblioteki dziewczyna pokonała niespiesznie. Korzystała z ostatnich dni, w których świecąca nie niebie najbliższa Ziemi z gwiazd otaczała świat swymi delikatnymi, rozgrzewającymi objęciami. Yūki zatrzymała się z dłonią zawieszoną tuż nad mosiężną klamką furtki, gdyż w jej polu widzenia pojawił się Zero. Przechyliła lekko głowę w bok, a na jej usta wpłynęło widmo uśmiechu. Chłopak uparcie grabił nieliczne liście, te niewytrzymujące stresu związanego z nadejściem niesprzyjającej roślinom pory roku; jego ruchy zdawały się być nerwowe, włosy zajmowały coraz to inne pozycje, błądząc i rozpraszając się wokół skupionej twarzy. 
Płatek Śniegu. Brązowooka potrząsnęła głową, odpędzając natrętne myśli; takie szepty w umyśle prowadziły jedynie do drażniącego, piekącego pieczenia w sercu. Dłoń opadła na klamkę, a cichy zgrzyt oznajmił światu powrót dziewczyny. Nie podeszła do Kiryū – on sam wybierał porę oraz miejsce na spotkania z Cross. Stopy kierowały dziewczynę wprost do domu, czemu przyklaskiwał rozsądek. Dziś nie jest pora na słuchanie grymaśnej pompki do krwi; jej trzepoczące wołanie musi zostać wyciszone.


Zero wiedział o powrocie Yūki już zanim znieruchomiała przed furtką. Kątem oka obserwował, jak ona patrzyła na niego; spojrzenie pełne tęsknoty, wyrażające to, czego usta nie chcą wyjawiać, a co kryje się gdzieś głęboko pod powierzchownością. Kyriū nie mógł dopuścić do tego, żeby dziewczyna szukała jego towarzystwa... I bez tego trudno było nie myśleć o czymś, czego nie chciał za nic zrobić. Kliknięcie zamka w drzwiach obwieściło chłopakowi informację o możliwości zaprzestania wcielania się w rolę ogrodnika, dbającego o przydomowy park. Musiał wzruszyć glebę, by ukryć miejsce ostatniego, wiecznego snu swej porannej ofiary. 
Oparł narzędzie ogrodnicze o chropowaty pień lipy; czy tego chciał, czy nie chciał, czy pragnął, czy się bał: musiał zapytać Yūki, czego udało jej się dowiedzieć w bibliotece. Kilkukrotnie zacisnął dłonie w pięści, odchylając głowę do tyłu. Nabrał jesiennego powietrza głęboko w płuca, by powoli wypuścić je z powrotem. Palce powędrowały do kieszeni, sięgając ku zbawiennym dla brązowookiej pigułkom, jednak nie trafiły do ust Kiryū. Nie ma ich wystarczająco dużo, bym mógł przeżyć życie. Zero zdecydowanym ruchem wetknął tabletkę w poprzednie miejsce, obiecując sobie już nigdy nie sięgać po nią, jeśli sytuacja nie zmusi go do ostateczności.


Puchate kłębki pary wodnej unosiły się nad czerwonym kubkiem w białe groszki, meandrując niespieszne ku górze; dwie małe dłonie utulały naczynie, nic nie robiąc sobie z sygnałów wysyłanych nerwami wprost do świątyni myśli, krzyczących o zbyt wysokiej temperaturze ceramiki. Yūki siedziała na szerokim parapecie dużego okna w pustym, cichym salonie, wpatrując się w poruszające się wraz z wiatrem korony drzew. Nogi podwinęła pod siebie; buty leżały zapomniane niecały metr pod nią. 
– Yūki... – powiedział Zero, jak zwykle bezgłośnie zjawiając się w pomieszczeniu. Na samym początku Corss wzdrygała się zaskoczona, gdy podobne sytuacje miały miejsce. Z czasem nagły głos w pustym pokoju stał się czymś normalnym; nawet do grzmotów można się przyzwyczaić.
– Zero! – Odwróciła ku niemu głowę, a w jej oczach błysnęła żywa iskierka. – Niestety nie przyniosłam żadnych wieści – dodała szybko. Wiedziała jaki jest cel tej rozmowy. – Jutro mam wrócić, bibliotekarka powiedziała, że może coś znajdzie – westchnęła, a do jej zmysłów jakby nagle dotarła informacja o tym, iż kubek jest gorący. Odstawiła go na parapet, następnie zaczęła zsuwać nogi ku podłodze. Palcami stopy zahaczyła o naczynie, powodując jego upadek. Bursztynowy napar ziołowy rozlał się wśród odłamków ceramiki przy akompaniamencie brzęku i jęku dziewczyny, która natychmiast wylądowała bosymi stopami na posadzce; dłonie zastawiły usta, a do oczu napłynęły łzy. – Tylko nie Groszek! 
Kiryū odwrócił się od dziewczyny pochylającej się nad pozostałościami naczynia. Ostre odłamki na podłodze nie należały do najlepszych pomysłów: mogły zranić ciało dziewczyny.
– Ani drgnij – rzucił twardo przez ramię. – Zajmę się tym.
Słowa, jakie wypowiedział Zero zdziwiły Yūki. Najpierw grabienie, teraz postanowił zmiatać skorupy... Kyriū dotąd nie wykazywał oznak pedantyzmu. Obiekt rozmyślań dziewczyny powrócił już po chwili, trzymając w dłoniach miotłę o drewnianym trzonku; pod pachą wciśniętą miał rolkę białych ręczników papierowych, którymi to od razu zaczął zbierać ciecz.
– Pomogę – rzuciła Yūki, odrywając kilka listków. Uważając na zdradliwe, drobne fragmenty jej ulubionego kubka, systematycznie ścierała wraz ze współlokatorem napar. Kiedy druga dłoń nie mogła już pomieścić zużytych ręczników, dziewczyna podniosła się, by wyrzucić je do kosza. – Szkoda, że nie napiłam się z Groszka choć ostatniego łyka... – Westchnęła.
Zero mruknął niezrozumiale coś, co brzmiało jak potaknięcie. Cross zrobiła krok, po którym jęknęła, upuszczając ręczniki, błyskawicznie unosząc nogę do góry. Kilka kropli szkarłatnej krwi spadło ze śródstopia na podłogę, tracąc swą intensywną barwę w kontakcie z rozlanym naparem.
– Chyba utknęło mi szkoło w stopie! – Yūki była bliska paniki. – Zero wyjmij je, błagam! –  Z brązowych oczu pociekły ogromne, słone łzy.
Kiryū natomiast zrobił się bledszy niż zazwyczaj. Jego czoło zaperliło się drobnymi kropelkami potu, ślinianki rozpoczęły szaleńczą produkcję wydzieliny w ustach, a on sam z trudem wykrztusił z siebie:
– Zniknij mi z oczu!
– Ale Zero, szkło... – Yūki zadrżała, czując nagłe ukąszenie strachu. Chłopak oddychał ciężko, groźnie... Jak drapieżnik.
– W tej chwili! – Srebrnowłosy pchnął dziewczynę, byle dalej od siebie, a następnie ruszył w szaleńczym pędzie ku drzwiom wyjściowym. 
Cross wybroniła się przed upadkiem na podłogę chwytając się dłonią oparcia fotela, które szczęśliwie znalazło się w jej zasięgu. Nie rozumiejąc, co właśnie zaszło, przysiadła na podłokietniku, wychwytując światło zza okna. Ze stopy wystawał niewielki fragment ceramiki; wyciągnęła odłamek, a później zacisnęła zęby, by ruszyć na poszukiwanie Kyriū.


Opustoszały salon naznaczony był metaliczną wonią krwi; choć rozrzedzona i zagłuszana aromatycznym naparem, dla wyspecjalizowanego nosa życiodajna ciecz pozostawała nadal wyczuwalna i... smakowita. Ciemnowłosa, wysoka postać wpłynęła z gracją do opuszczonego przez lokatorów domu. Spojrzenie ciemnych oczu omiotło bałagan na podłodze, a smukły, wypielęgnowany palec zakończony twardym, lecz jak najbardziej zadbanym paznokciem, zanurzył się w różowawej mieszaninie ziół i krwi. Następnie powędrował do ust, z których wysunął się język, pragnący zasmakować dziwacznego koktajlu, podanego w niezbyt wykwintny sposób. Źrenice rozszerzyły się, kiedy pierwsze, słodkawe smaki dotarły do kubków smakowych, wywołując w każdej komórce ciała przyjemne drżenie.
– Tęsknię, Yūki. – Powieki zakryły na chwilę oczy; gdy się uniosły, tęczówki zajmowały już swoją zwyczajną powierzchnię, odbierając przynależne im terytorium. Na wargi wpłynął gorzki uśmiech, by zagościć tam aż do czasu, gdy postać opuściła dom Yūki i Zera.

____

Przepraszam, że zniknęłam na tak długi czas! Mam nadzieję, że wybaczycie mi nieobecność, postaram się poprawić! Mam też nadzieję, że blog da się czytać; poświęciłam dziś sporo czasu na korektę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz