Las wydawał się nieskończony, jakby
Stwórca Świata zapomniał o ładzie narzuconym prawami fizyki przez
samego siebie. Szumiał złowieszczo, odcinając się na ciemnym
niebie kompletnie czarną mozaiką; tej nocy Księżyc zignorował
swój obowiązek świecenia na gwiaździstym firmamencie. Nawet
on przeciwko mnie – pomyślała
Cross, tęskniąca za łagodnym światłem dnia. Zatrzymała się
przy jednym z drzew, próbując złapać oddech: pieczenie w płucach
stało się nie do wytrzymania. Starając się powstrzymać
oddychanie na kilka chwili próbowała wsłuchać się w brzmienie
lasu, ustalić, czy udało jej się zgubić ścigającego. Nic nie
słyszała, to jednak nic nie znaczyło. Martwe serca nie biją, a
płuca nieboszczyków nie oddychają. Członki drapieżców są
ciche, ruchy bezgłośne niczym kroki kotów na obutych miękkimi
poduszkami łapkach.
Nie
miała innego wyjścia, musiała zaprzestać ucieczki. Czytała
niedawno o Biegu Maratońskim, w którym posłaniec stracił życie;
lepiej mieć kontrolę nad tym, jak się umrze, choć jest to
niemożliwe. Yūki nie chciała dziś stracić życia, w żaden
sposób.
Kaname, gdzie jesteś?
Kaname nie mógł jej pomóc.
Ciemny
kształt spadł na nią, przygważdżając boleśnie do ściółki.
Głowa dziewczyny uderzyła w wystający korzeń; fala mrowienia
uderzyła niczym tsunami w umysł Cross, odbierając świadomość.
♦
Ból.
Tępy ból. Uciążliwy tępy ból.
Yūki
skrzywiła się, pogrążona w głębokim śnie. Pościel wyglądała,
jakby stoczył ktoś na niej potężną walkę: prześcieradło
zwinięte było w pokrzywiony rulon z miliardami zagnieceń, kołdra
na wpół wyciągnięta z poszwy leżała połowicznie na podłodze;
poduszka zsunięta była niemal na wysokość stóp, cała mokra od
potu. Całości dopełniały ciemne ślady na kołdrze, pochodzące
bez wątpienia z ubłoconych butów dziewczyny.
Cross
ścisnęła dłonie w pięści, niemal rozrywając paznokciami
materac – gdyby była wampirem, miałaby dość siły, aby tego
dokonać. Ogromne, brązowe oczy otworzyły się nagle, zlęknione.
Żyję.
Od kilku dni miała
ten sam sen, zmuszający ją do lunatykowania po okolicy. Zebrała
pościel, która nie nadawała się do niczego więcej niż uprania
jej. Senne wędrówki ograniczały się do terenu podwórza domu,
jaki zamieszkiwała razem z Kiryū, co kontrolował Zero, nie
wybudzając jej. Yūki czuła, jakby każdy z tych koszmarów
przybliżał ją do poznania jakiejś ważnej prawdy, jaka została
jej kiedyś zabrana. Najpierw sny prezentowały sobą klasyczne
koszmary, przerażające i personalne, zmuszające do wybudzenia się,
oblewania zimnym potem. Póżniej pojawiały się w nich strzępki
informacji, a teraz również imię: „Kaname”. Lunatykowanie
towarzyszące snom było uciążliwe – stopy bardzo bolały Cross,
gdy budziła się z poobdzieranymi palcami. Wychodzenie na żwir boso
to coś, czego powinno się unikać. To Zero kazał jej zakładać
buty przed zaśnięciem; oboje mieli wrażenie, irytujące,
podskórne, o poziomie ważności wyśnionych przez Yūki rzeczy,
choć sami nie wiedzieli, dlaczego. W ogóle nie wiedzieli wielu
rzeczy. Jakby urodzili się zaledwie miesiąc wcześniej, w dniu, do
których sięgają ich najwcześniejsze wspomnienia. Ocknęli się
wtedy leżąc obok siebie na łóżku, w koszulach nocnych, ze
świadomością jedynie tego, jak się nazywają. Nie wiedzieli, kim
dla siebie są, choć na podstawie umieszczonego w sypialni zdjęcia,
na którym się obejmują roześmiani, wywnioskowali, jakoby mieli
być parą.
– Zero! –
zawołała, stojąc przed drzwiami pokoju Kiryū. Spali w oddzielnych
sypialniach, kompletnie sobie obcy. – Jesteś ubrany?
Za drzwiami dało
się słyszeć poruszenie, kilka szelestów, stuknięcie stóp o
podłogę, dźwięk uderzenia gumki o ciało.
– Tak. – Otworzył drzwi.
Yūki stała patrząc na obnażoną klatkę piersiową chłopaka, przyodzianego
jedynie w bokserki. Uderzyła ją fala gorąca, więc opuściła
wzrok, zaciskając mocniej w rękach brudną pościel niesioną do
pralki. Serce zatrzepotało jej w piersi. Im dłuższy czas mijał,
tym mocniej oddziaływał na nią jej towarzysz; czuła, jakby między
nimi kiedyś faktycznie coś było, a zdjęcie okazało się
prawdziwe, udowadniające ich relację. Zero tego nie czuł,
przynajmniej nigdy tego nie zauważała po jego zachowaniu. Był
małomówny, wolał milczeć i słuchać, gdy Cross mówiła, a
kupienie od niego ciągu słów graniczyło z cudem. Mimo to w
suchych, prostych komunikatach jakie przekazywał Yūki kryło się
coś opiekuńczego. Dziewczyna cieszyła się, że jest obok.
– Dziś poznałam
imię – powiedziała cicho, starając się nie rumienić. Jak to
bywa z przekorą organizmu, im bardziej czegoś nie chcesz, tym
intensywniej się to dzieje. – To ktoś, kto jest tym dobrym, tak
sądzę.
Zero oparł głowę
o drzwi, zdawał się niezainteresowanych słowami Yūki. Po
niedługiej chwili zapytał.
– Jakie?
– Kaname –
wymówiła imię powoli, wyraźnie.
Jego brwi zbliżyły
się do siebie, gdy próbował odnaleźć coś w pamięci. Coś,
czego w niej nie było, bo wspomnienia zostały zabrane.
– Kaname –
powtórzył. W fiołkowych oczach pojawił się błysk świadomości,
drobna iskierka zrozumienia. – Kaname Kuran. – Skierował tęczówki
na Cross, zagryzającą wargę i kiwającą się lekko na nogach.
Jej niespokojne
ruchy ustały, a twarz uniosła się, spoglądając na Zero szeroko
otwartymi oczami.
– Kuran. – Zamrugała, czując jakby jakiś element układanki spasował się do
innego, choć obrazek do ułożenia jeszcze nie był jasny. – Klan
Dziewięciu Orchidei.
– Kaname to nie
Ten Dobry. – Kiryū powiedział tak cicho, że tylko ruch jego ust
upewnił Yūki o wypowiedzeniu tych słów na głos.
– Chciałam jego
pomocy... We śnie – wyszeptała, czując się jakby udzieliła złej
odpowiedzi na najprostsze z możliwych pytań.
– Ukryte
pragnienia i lęki. – Pogłaskał włosy dziewczyny, które wciąż w
nieładzie zdążyły wyschnąć.
Jego źrenice szbłyskawicznie rozszerzyły się, a on zabrał szybko swą szczupłą dłoń. Zbyt
szybko.
– Opowiesz mi...
– przełknął ślinę. – Przy śniadaniu.
Zatrzasną drzwi.
Ucieka ode mnie.
_____
Przedstawiam pierwszą część pierwszego rozdziału, zatytułowanego "Pilot", gdyż nie lubię prologów :) Mam nadzieję, że zainteresujecie się nieco opowieścią o Yūki i Zero oraz ich dążeniu do odkrycia prawdy :D Pozdrawiam!
Z oryginału obejrzałam tylko kilka odcinków, lecz mimo to postanowiłam zaryzykować i przeczytać Twoją historię. Nie do końca pojmuję, co się stało przed prologiem/pilotem. Czy oni obydwoje stracili pamięć? Została wymazana? Gdzie i jak się znaleźli?
OdpowiedzUsuńJednak Twój styl, dobór słów, piękne opisy przekonały mnie, że chcę więcej i więcej.
Zgrabnie operujesz słowem i z lekkością oraz niebywałą przyjemnością przepłynęłam przez cały rozdział, bardzo mi się spodobał.
Pozdrawiam!
Bardzo mi miło przeczytać taki komentarz :D Mam nadzieję, że kolejne rozdziały wyjaśnią sytuację :D
Usuń